środa, 2 września 2009

dawno, dawno temu

ojej, zsam sobie musze przypomniec co gdzie i kiedy...tak dawno to juz, odlegle, a przeciez to tylko kilka dni. na poczatek pare zdjec z przeprawy gorska droga do Aurland. Piekne gory wokolo, ale juz wtedy zaczely sie problemy z pogoda. Po prostu bylo zimno i wietrznie na szczycie. A przelecze w norwegii to nie takie, jak by to nazwa wskazywala. Tu zwykle sie wjezdza na jakies 1000-1200m po czym jedzie z 15-20km na tej wysokosci i dopiero jest zjazd. W kazdym razie przez te 15-20km ( =1,5h jazdy) czlowiek zdazy zmarznac i czesto zmoknac.

I znow powtarza sie scenariusz, najpierw wydawalo mi sie ze trollstigen to WOW, pozniej Geiranger, a wszystko to przebil zjazd do Aurland. To co droga zdobywala przez 20km ostrego podjazdu (ostatni bieg i na stojaco, ale moze zmeczony juz jestem) oddala na odcinku podobnym ale w linii prostej to moze z 5-6km, tak to wszystko pozwijane w serpentyny. Samo miasteczko Aurland wydaje sie jeszcze bardziej otoczone przez gory niz Geiranger.

Na samym poczatku oczywiscie przychodzi chmura, i pierwsza czesc zjazdu pokonuje w totalnej ulewie (przy 50km/h to srednio fajne uczucie), gdzies w polowie natrafiam na punkt widokowy. Jeden z tych nowych, swiezo zaprojektowanych. Duzo ich powstaje w Norwegii, sa fajnie zaprojektowane, ciekawie wpisujac sie w otoczenie, moze nawet swoja architektura wzbogacajac miejsce. Ze zdziwieniem odkrywam, ze znam juz to miejsce ze zdjeci z pewnej ksiazki pewnej Atyde ktora pozdrawiam! Rzeczywistosc 100-krotnie przebija ksiazkowe (i moje) zdjecia. Punktem centralnym jest cos w rodzaju pomostu-skoczni(?) wywinientym w dol w przepasc (PRZEPASC) i zakonczonym jedynie szyba, w dodatku szyba pochylona tak, ze mozna sie na niej polozyc i wychylic poza krawedz...coz, dla mnie punktem centralnym byla toaleta, a wlasciwie suszarka do rak w niej obecna.

A wiec po sporej chwili spedzonej w toalecie na suszeniu wlasciwie wszystkiego, chmury sie troche rozwialy, ukazujac przepiekny osnuty mgla wilgoci fiord. Dalsza droga w dol to niekonczace sie zwitki serpentyny przyklejonej do zbocza. Droga miejscami ma szerokosc ledwie jednego samochodu z miejscami gdzie mozna sie wyminac. I tak docieram do Aurland, a po dalszych 10km do Flam, gdzie zaczyna sie Rallarvegen...









I znow wrzucony w turystyczna sieczke, kup, kup, kup, kup...brrr. Punktem centralnym jest oczywiscie stacja kolejowa z pociagiem, ktory ostro sie wbija w gory. Niestety 12km-owa przejazdzka kosztuje 160zl, wiec daruje sobie ta przyjemnosc, i postanawiam zdobyc rallarvegen w calosci...
Tu tez ostatni raz widze sie z Tomem, ktory od kilku dni zarzeka sie, ze rusza do Oslo, tymczasem ciagle przeczekuje na mnie (juz mnie to nawet zaczynalo draznic, bo chyba lepiej powiedziec sobie dobrze CZESC niz tak przeciagac) no i w koncu rozstajemy sie dziwnie...Tom poprostu pojechal jeden podjazd szybciej, a ja bylem juz zbyt zmeczony zeby go gonic, no a ze byl juz wieczor to go nie dogonilem, i tyle...troche szkoda ze w koncu nie bylo tego CZESC, do zobaczenia kiedys jeszcze.
rallarvegen to w skrocie droga serwisowa wijaca sie wzdluz linii kolejowej Oslo-Bergen. przebija sie przez plaskowyz zupelknie zdala od jakichkolwiek szlakow samochodowych. Zwykle wszyscy robia ja od wschodu na zachod, bo tak latwiej (zaczynasz na 800mnpm i schodzisz do 0mnpm) ja tymczasem musze to przebyc odwrotnie. Najtrudniejszym miejscem jest podejscie (bo podjazd to napewno nie jest) zamykajacy doline Flam-Myrdal (dlatego wlasnie najlatwiej bylo by wziac pociag do Myrdal i ominac ten punkt)...jednak nie taki wilk straszny...wciaganie roweru (20m i odpoczynek i tak wkolko) zajelo mi jakies 1,5h. To calkiem niezle gdy pomyslec ze zaoszczedzilem w ten sposob 160zl. Dolina byla tez przepiekna i jadac rowerem mialem mnostwo czasu zeby ja podziwiac.
Najsmiejszniejsze byly reakcje ludzi (100% z przeciwka bo nikt nie szedl/jechal w moja strone). Chyba przekroczylem granice bo malo bylo zwyklych usmiechow. Byly za to inne kategorie...np: niedowierzanie, szacunek, zdziwienie, albo cos w stylu: 'zaraz, to ja mialem robic cos trudnego a ten gosc jedzie z przeciwka', bylo tez pare osob ktore chcialo mi wmowic ze w ta strone nie wolno i ze to zle :)
...podsumowujac, BARDZO CIEZKI dzien. Do najwyzszego punktu (1343mnpm) bylo 45km co zajelo mi caly dzien (kamulce i zla nawierzchnia, pod wiatr) a gdy bylem na szczycie zaczelo lac....



na plaskowyzu linia kolejowa obudowana jest takim rekawem z blachy stalowej...wyglada to troche niefajnie i smietniskowo, stadionowo-targowo


ponizej koncowka dnia, wierzcie-nie wierzcie ale ponizsze dwa zdjecia dzieli 15minut! i cale szczescie, bo pozwolilo mi to odtajac troche... ciezki dzien!




no i pelna kulturka! widoczek za sztucznym oknem, papierek i dywanik, nawet olejek zapachowy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz